czwartek, 3 maja 2018

"Miłość to ciepłe uczucie, które żywisz do kogoś, kto spełnia twoje neurotyczne potrzeby"
Przeczytałam w pewnej książce. Cyniczna definicja. Ludzie mają deficyty emocjonalne, dlatego próbują je wypełnić "kochaniem" drugiej osoby....tu nie ma mowy o miłości.

Moje serce ma etap rekonwalescencji...ale już coraz lepiej :)

To zdjęcie zdecydowanie zasługuje na swoje miejsce tutaj. 

Przy naszym drzewie, z przyjaciółką, zastałyśmy pewnego dnia taki widok 





Ann...

Spacer po Katowicach i jego piękno

Ostatni post dodałam ponad rok temu..Wczoraj pomyślałam jednak, że przecież mam czas na dodanie wpisu i dlaczego tego nie robię.. Widocznie to "moje miejsce" rządzi się swoimi prawami i traktowany jak swoisty pamiętnik, nabiera ciekawej aury ;-)


Obiecałam, że opowiem o spontanicznej wyprawie, która zapoczątkowała cykl "Wsiądź do pociągu byle jakiego" (cykl zawiera tylko trzy zrealizowane wydarzenia, ale jest otwarty, więc co przyniesie jeszcze kiedyś życie to zobaczymy ;-)

A więc..."Wsiądź do pociągu byle jakiego" i tak..... znalazłyśmy się w Katowicach. 
Jego uroki przedstawiam w fotoreportażu. Starałam się dostrzegać piękno w brzydocie :)

    Piękny dworzec...
    Piękne toalety...

    Piękna ściana....
    Piękne kamienice....

    Piękny balkon.....
    Piękna sceneria....
    Piękne kraty w oknach....

       Piękne chodniki....





Po zwiedzaniu Katowic i jego "piękna", pojechałyśmy zobaczyć Zamek Ogrodzieniec, a dokładniej pozostałości po tym zamku. 




Którym kluczem otworzę kolejne drzwi...? ;-)

poniedziałek, 30 stycznia 2017

Po przerwie.....:)


Zaczęłam Nowy Rok od zbierania muszelek :) 
W tym roku spędziłam zupełnie innego Sylwestra niż zwykle. Nie chciałam bawić się na żadnej zaplanowanej, wcześniej opłaconej imprezie, więc sylwestrowy czas postanowiłam, że spędze na spontanicznej wyprawie. Razem z moja przyjaciółką wybrałyśmy się o 8 rano na dworzec, spakowane w plecak z kilkoma najpotrzebniejszymi rzeczami. (To już druga taka spontaniczna nasza podróż) Spojrzałyśmy na tablicę z rozkładem pociągów i wybrałyśmy najblższy. Pomijając miejscowości znajdujące się blisko Warszawy. W zamyśle miały być jakieś góry, ale wyszło trochę inaczej :) 


Zdjęcie powyżej przedstawia klif w Gdyni, który zwiedziłyśmy ostatniego dnia, ale wracając do poczatku wyprawy..była to podróż bez żadnego planowania, więc noclegu szukałyśmy na miejscu. Spacer z Gdańska do Sopotu zaowocował w kupno nowych wygodniejszych butów, zwiedziłyśmy Sopot, a nocleg znalazłyśmy w Gdańsku. dokładnie między Gdańskiem Wrzeszcz a Gdańskiem Zaspa. 


To zdjęcie również przedstawia plażę w Gdyni, chyba najbardziej przypadła mi do gustu. 
Dzień Sylwestrowy zakończyłyśmy w rockowej knajpce przy ulubionych dzwiękach i dobrym piwie. Zostałyśmy jeszcze na dwie noce w Gdańsku, zrobiłyśmy sporo km spacerując brzegiem morza,a wieczorami poznawałyśmy nowych ludzi w pobliskich barach. Nikt mi nie powie, że każdą podróż nalezy zaplanować. Jeśli się jedzie z osobami starszymi albo małym dzieckiem to na pewno, ale jeśli jest to np. dwuosobowa wyprawa pary przyjaciół to wystarczy spakować w plecak dużą dawkę humoru i dobrego nastawienia, że się uda i wszystko rzeczywiście się udaje. Polecam wszystkim co jakiś czas wyluzować się w kwestii podróży, czyli nie przejmować się rezerwacjami noclegu, nie wybierać przez kilka godzin miejsca podróży, tylko wykorzystać ten czas, który byście poświęcili na przygotowania na ruszenie z miejsca i pozwolenie sobie puścić wodze fantazji. Naszą wyprawę można uznać za udaną! O pierwszej tego typu spontanicznej wyprawie, która zapoczątkowała cykl "wsiądź do pociągu byle jakiego" napiszę wkrótce :)

Ann.

czwartek, 17 grudnia 2015

Namiastkowe istnienie*

 * czyli zdolność natychmiastowego wkraczania w tożsamości lub związki o wielce zmiennych formach



Przez ciała przepływa prąd,

a potem przestaje.
I znów płynie.
I znów nie.
Zawsze dwie rzeczy
naprzemiennie.
Jedna rzecz natychmiast zastępuje drugą.

To (jest) język

Przyszłości.
Laurie Anderson


 Kryzys bliskości i zaangażowania w XXI wieku


Żeby dobrze rozpatrzeć ten problem, warto zasięgnąć do historii tego zjawiska....

„Zaczęło się to w momencie, gdy romantyczne pojmowanie osoby zostało podważone przez modernizm. W okresie romantyzmu można było budować życie wokół „prawdziwej miłości” lub „silnej namiętności”. Z nastaniem modernizmu. - tajemnicze więzi zaczęły być wątpliwe.
Jednostka, pojmowana jako dobrze uporządkowana maszyna, , przestała w sobie kryć sekretne zakamarki psychiki, w których królowały niepohamowane impulsy.

Dla modernistów miłość stała się wielkością mierzalna. Zamiast pozwolić jej pozostać głęboką, spontaniczną i tajemniczą, naukowcy zdefiniowali „stan pobudzenia”, określany zgodnie z kulturowymi regułami”, formę uzależnienia lub „skanalizowany kulturowo popęd płciowy” . Z czasem pojawiły się też komputerowe (technologiczne) uslugi kojarzenia par, oferujące ocene Twojej osobowości” i zlokalizowanie naukowe Twojego partnera . Miłość jak uderzenie pioruna została zastąpiona doborem na podstawie kwestionariusza."

Zrywanie więzów, które wiążą

"Wkraczamy w związki, wiedząc na starcie, że mamy wiele możliwości na zawarcie innych znajomości i trudnym zadaniem jest stworzyć trwałą, prawdziwa relacje. Trudności te wynikają z dwóch istotnych powodów związanych z tworzeniem bliskości. Z perspektywy romantyka ludzie posiadają naczelne tożsamości zamknięte w wewnętrznych głębiach. Tak naprawdę o „głębokich związkach” według romantyka, możemy mówić jedynie wtedy, jeśli dwoje ludzi styka się na tym właśnie poziomie. Prawdziwa bliskość istnieje wtedy gdy następuje „przenikanie się dusz” , „duchowa komunia” , lub wzajemne podsycanie pasji. Poszukując pełnej oddania bliskości , ponowoczesna jednostka, staje zatem w obliczu niepokojącego i napełniającego trwogą kontrastu między poszukiwaniem wewnętrznego sedna danej istoty a rozproszoną różnorodnością zaludnionego JA. Chcąc odnaleźć „wewnętrzne głębie” innego, znajdujemy tylko migotliwą plejadę przemijających wrażeń. Gdzie mamy zlokalizować prawdziwego i trwałego ducha w tej nieustannie zmieniającej się prezentacji wrażliwości i tupetu, emocji i zimnej racjonalności, impulsywności i kontroli ?
Podobnie podejrzliwi stajemy się wobec samych siebie. Jeśli jesteśmy w nieustannym ruchu , zawsze tasując karty tożsamości , wymienione wyżej to wątpliwe wydaje się, by inny rzeczywiście „odkrył nasze sedno”.

Jeśli ktoś postrzega siebie jako manipulujący podmiot lub po prostu jako osobę rozwijającą całe bogactwo swych możliwości , to zadaje sobie pytanie „Czy inny może naprawdę mnie znać?” Ale nawet jeśli wykorzystujemy tylko ograniczoną liczbę kart – próbując nieustannie stworzyć obraz „prawdziwego centrum” - to tłumione przez taką gre, wewnętrzne głosy wkrótce zaczynają posądzać nas o nieszczerość...”To tylko wabik by wywołać zaangażowanie”.

Druga bariera w przypadku pełnej oddania bliskości wynika z centralnego miejsca, jakie w takich związkach zajmują kryteria ewaluacyjne. Jeśli ktoś po prostu „bawi się” , to nie jest dla niego tak ważne krytyczne ocenianie innych. I co z tego, że on czy ona są trochę egocentryczni, nieokrzesani czy nadmiernie ambitni? Nasz związek jest „tylko dla przyjemności”, kiedy zaczyna się myśleć o długoterminowym i głębokim zaangażowaniu , wtedy każdy z tych mankamentów zasługuje na uwagę. „Jak długo jestem w stanie wytrzymać z takimi skłonnościami?Czy mogę zmienić takie irytujące nawyki?Czy mi się to nie znudzi?”Wszystko to są istotne pytania. Płacimy cenę za zaludnienie JA. Gdyż każdy nowy jego fragment ma możność generowania wielu kryteriów oceny, które je osłabiają. Przy każdej próbie „bycia” odkrywamy w sobie, inny, nabrzmiały pogardą głos. Ta sama różnorodność kryteriów ewaluacyjnych wpływa na nasze postrzeganie innych - „Czy on/ona będzie współgrać” Pytamy...”z moją uczuciowością.....z moim tupetem, z moimi emocjonalnymi możliwościami.....z moim kalkulującym Ja, z moją powagą.....z moją frywolnością....itd?”. Każdy aspekt Ja ustanawia nowe bariery akceptowalności dla Innego. 

Nękani wątpliwościami co do siebie i innych, możemy stwierdzić, że podejmowanie prób zaangażowania jest irytujące.

W każdym zaangażowaniu może skrywać się wielość małych śmierci. I to właśnie w tym momencie zaczynają kipieć technologie społecznego nasycenia.
W dawniejszych czasach wybór dostępnych partnerów był wyznaczony geograficznie. Socjologowie stwierdzili, iż jest większa szansa na zawarcie małżeństwa osób, które mieszkają w pobliżu „geograficzne powinowactwo”było najlepszym predykatorem małżeństwa. Technologie społecznego nasycenia zmieniły jednak bezpowrotnie znaczenie pojęcia „w pobliżu”. Nasze sąsiedztwo rozciąga się od śródmieścia do przedmieść, od miasta do miasta, a czasami nawet poprzez kontynenty. Nawet przy najmniejszej dozie mobilności ciągle jesteśmy na progu „nowych widoków” . I każda nowa twarz może podkreślić nieuniknione mankamenty naszego obecnego partnera, , napełniając nas wątpliwościami, i wysyłając subtelne zaproszenie do jeszcze jednego świata zaangażowanej bliskości. „




Żródło: Michel de Certeau „Wynaleźć codzienność”