* czyli zdolność natychmiastowego wkraczania w tożsamości lub związki o wielce zmiennych formach
Przez
ciała przepływa prąd,
a potem przestaje.
I znów płynie.
I
znów nie.
Zawsze dwie rzeczy
naprzemiennie.
Jedna rzecz
natychmiast zastępuje drugą.
To
(jest) język
Przyszłości.
Laurie
Anderson
Kryzys bliskości i zaangażowania w XXI wieku
Żeby dobrze rozpatrzeć ten problem,
warto zasięgnąć do historii tego zjawiska....
„Zaczęło się to w momencie, gdy
romantyczne pojmowanie osoby zostało podważone przez modernizm. W
okresie romantyzmu można było budować życie wokół „prawdziwej
miłości” lub „silnej namiętności”. Z nastaniem modernizmu.
- tajemnicze więzi zaczęły być wątpliwe.
Jednostka, pojmowana jako dobrze
uporządkowana maszyna, , przestała w sobie kryć sekretne zakamarki
psychiki, w których królowały niepohamowane impulsy.
Dla modernistów miłość stała się
wielkością mierzalna. Zamiast pozwolić jej pozostać głęboką,
spontaniczną i tajemniczą, naukowcy zdefiniowali „stan
pobudzenia”, określany zgodnie z kulturowymi regułami”, formę
uzależnienia lub „skanalizowany kulturowo popęd płciowy” . Z
czasem pojawiły się też komputerowe (technologiczne) uslugi
kojarzenia par, oferujące ocene Twojej osobowości” i
zlokalizowanie naukowe Twojego partnera . Miłość jak uderzenie
pioruna została zastąpiona doborem na podstawie kwestionariusza."
Zrywanie więzów, które wiążą
"Wkraczamy w związki, wiedząc na
starcie, że mamy wiele możliwości na zawarcie innych znajomości i
trudnym zadaniem jest stworzyć trwałą, prawdziwa relacje.
Trudności te wynikają z dwóch istotnych powodów związanych z
tworzeniem bliskości. Z perspektywy romantyka ludzie posiadają
naczelne tożsamości zamknięte w wewnętrznych głębiach. Tak
naprawdę o „głębokich związkach” według romantyka, możemy
mówić jedynie wtedy, jeśli dwoje ludzi styka się na tym właśnie
poziomie. Prawdziwa bliskość istnieje wtedy gdy następuje
„przenikanie się dusz” , „duchowa komunia” , lub wzajemne
podsycanie pasji. Poszukując pełnej oddania bliskości ,
ponowoczesna jednostka, staje zatem w obliczu niepokojącego i
napełniającego trwogą kontrastu między poszukiwaniem wewnętrznego
sedna danej istoty a rozproszoną różnorodnością zaludnionego JA.
Chcąc odnaleźć „wewnętrzne głębie” innego, znajdujemy tylko
migotliwą plejadę przemijających wrażeń. Gdzie mamy zlokalizować
prawdziwego i trwałego ducha w tej nieustannie zmieniającej się
prezentacji wrażliwości i tupetu, emocji i zimnej racjonalności,
impulsywności i kontroli ?
Podobnie podejrzliwi stajemy się wobec
samych siebie. Jeśli jesteśmy w nieustannym ruchu , zawsze tasując
karty tożsamości , wymienione wyżej to wątpliwe wydaje się, by
inny rzeczywiście „odkrył nasze sedno”.
Jeśli ktoś postrzega siebie jako
manipulujący podmiot lub po prostu jako osobę rozwijającą całe
bogactwo swych możliwości , to zadaje sobie pytanie „Czy inny
może naprawdę mnie znać?” Ale nawet jeśli wykorzystujemy tylko
ograniczoną liczbę kart – próbując nieustannie stworzyć obraz
„prawdziwego centrum” - to tłumione przez taką gre, wewnętrzne
głosy wkrótce zaczynają posądzać nas o nieszczerość...”To tylko
wabik by wywołać zaangażowanie”.
Druga bariera w przypadku pełnej
oddania bliskości wynika z centralnego miejsca, jakie w takich
związkach zajmują kryteria ewaluacyjne. Jeśli ktoś po prostu
„bawi się” , to nie jest dla niego tak ważne krytyczne
ocenianie innych. I co z tego, że on czy ona są trochę
egocentryczni, nieokrzesani czy nadmiernie ambitni? Nasz związek
jest „tylko dla przyjemności”, kiedy zaczyna się myśleć o
długoterminowym i głębokim zaangażowaniu , wtedy każdy z tych
mankamentów zasługuje na uwagę. „Jak długo jestem w stanie
wytrzymać z takimi skłonnościami?Czy mogę zmienić takie
irytujące nawyki?Czy mi się to nie znudzi?”Wszystko to są
istotne pytania. Płacimy cenę za zaludnienie JA. Gdyż każdy nowy
jego fragment ma możność generowania wielu kryteriów oceny, które
je osłabiają. Przy każdej próbie „bycia” odkrywamy w sobie,
inny, nabrzmiały pogardą głos. Ta sama różnorodność kryteriów
ewaluacyjnych wpływa na nasze postrzeganie innych - „Czy on/ona
będzie współgrać” Pytamy...”z moją uczuciowością.....z
moim tupetem, z moimi emocjonalnymi możliwościami.....z moim
kalkulującym Ja, z moją powagą.....z moją frywolnością....itd?”.
Każdy aspekt Ja ustanawia nowe bariery akceptowalności dla Innego.
Nękani wątpliwościami co do siebie i
innych, możemy stwierdzić, że podejmowanie prób zaangażowania
jest irytujące.
W każdym zaangażowaniu może skrywać
się wielość małych śmierci. I to właśnie w tym momencie
zaczynają kipieć technologie społecznego nasycenia.
W dawniejszych czasach wybór
dostępnych partnerów był wyznaczony geograficznie. Socjologowie
stwierdzili, iż jest większa szansa na zawarcie małżeństwa osób,
które mieszkają w pobliżu „geograficzne powinowactwo”było
najlepszym predykatorem małżeństwa. Technologie społecznego
nasycenia zmieniły jednak bezpowrotnie znaczenie pojęcia „w
pobliżu”. Nasze sąsiedztwo rozciąga się od śródmieścia do
przedmieść, od miasta do miasta, a czasami nawet poprzez
kontynenty. Nawet przy najmniejszej dozie mobilności ciągle
jesteśmy na progu „nowych widoków” . I każda nowa twarz może
podkreślić nieuniknione mankamenty naszego obecnego partnera, ,
napełniając nas wątpliwościami, i wysyłając subtelne
zaproszenie do jeszcze jednego świata zaangażowanej bliskości. „
Żródło: Michel de Certeau „Wynaleźć
codzienność”